To chyba już dyscyplina olimpijska, ja w każdym razie ostro trenuję w Lidlu...
NACIĄGANIE MĘŻA :)
NACIĄGANIE MĘŻA :)
Z ciekawostek dodam jeszcze, że gdy wybrałam druty do warkoczy, lekko zdziwiony szepnął:
Nie bierz ich... są zepsute... Czym doprowadził mnie to takiego ataku śmiechy, że musieliśmy wyjść i skończyło się kupowanie włóczek.
Nie bierz ich... są zepsute... Czym doprowadził mnie to takiego ataku śmiechy, że musieliśmy wyjść i skończyło się kupowanie włóczek.
9 komentarzy:
Hihihihi... Zepsute... Dobre :D
No jak mogłaś krzywe kupić.... Nie rozumiem ;D
Poproszę ananasy (choć ten Twój) w wersji bardziej widocznej.
Ściskam
Hmmmmm ojejku, ja tez pewnie bym tak powiedziala, dobre, dobre :) fajowy kolor wloczki.
haha, nieźle ;) wracaj szybko i na czwartkowe spotkania też :)
o jeżu ja też bym się nie poznała:D...od razu widać że Maleństwo swój człowiek jest!:DDD
To i tak lepiej niz to co spotkalo moja mame kiedy jeszcze byla nastolatka a jej brat malym majsterkowiczem. Dopadl jej szydelko i wyszlifowal na gladko po czym dodal z zadowolona minka "zobacz Zosiu naprawilem ci drucik , bo mial taki haczyk teraz juz napewno nitka ci sie nie zaczepi)
Z włóczki chyba jakaś chusta powstanie, ale jeszcze nie mam pomysłu, trzeba by czapkę zrobić, bo zima idzie, no i krzywe druty trzeba wykorzystać ;) Annamay - mój brat na szczęście z szydełkami nie kombinuje i wszystkie szczęśliwie krzywe :D
Nie dość, że krzywe to jeszcze różne grubości - tragedia, to już rasowe gapiostwo.
Wracając do świata żywych muszę się tu wpisać :D
Lidlowe włóczki uwielbiam, a przygodę z mężem miałam jedną - otóż bodajże rok temu w okresie przedświątecznym ujrzeliśmy puszki ze sztucznym śniegiem. Luby wziął taką do ręki, skierował w moją stronę ze słowami: popatrz, ale fajny śnieg... W efekcie moje oko zostało cudnie sklejone owym paskudztwem, ryk, jaki w sklepie wydałam, musiał chyba obudzić wszystkich zmarłych w okolicy...
Pocieszam się wrednie tym, że małżonek okrutnie się przestraszył tego, co zrobił :-)
Prześlij komentarz