Tytuł wieloznaczny, bo atakują ze zdjęcia (jak się je powiększy, to wchodzą na człowieka) i atakują swoją pysznością moją figurę (no co, koło to też figura ;))
Przepis z bloga Dorotus
Za nią cytuję:
Składniki na 12 - 16 bułek:
- 1 szklanka letniego mleka
- 110 g miękkiego masła
- 1/4 szklanki cukru (tu według mnie zdecydowanie za dużo, zmniejszyłam do 2 łyżek)
- 2 jajka, roztrzepane
- 3/4 łyżeczki soli
- 4 szklanki mąki pszennej (część mąki można zastąpić mąką razową lub żytnią)
- 3 łyżeczki suchych drożdży (12 g) lub 24 g świeżych
Ponadto: jajko roztrzepane z 1 łyżka mleka do posmarowania.
Mikserem z przystawką do ciasta drożdżowego wymieszać wszystkie składniki w podanej kolejności, przez kilka minut. Można oczywiście ciasto wyrobić ręcznie (w przypadku drożdży świeżych zrobić wcześniej rozczyn, suche natomiast wymieszać z mąką). Po dokładnym wyrobieniu pozostawić pod przykryciem, w ciepłym miejscu, do podwojenia objętości.
Po tym czasie ciasto podzielić na 12 - 16 części (w zależności od tego, jak duże chcemy bułeczki; ja podzieliłam na 16 części). Bułeczki wyłożyć na blaszkę, pozostawiając między nimi około 1 cm odstęp. Przykryć, pozostawić do wyrośnięcia, do podwojenia objętości, na około 45 minut, aż się zetkną.
Wyrabiałam ręcznie. Są... pyszne, wspaniale maślane, delikatne, ale nie za bardzo "nadmuchane".
Ponieważ piekłam zwykle je wieczorami, wiem, że na drugi dzień rano smakują równie dobrze. Jak smakują na drugi dzień wieczorem nie wiem, bo nigdy nie dotrwały. Planowałam używać ich do kanapek, ale nie dało rady. smakują nam bardzo same..., no może z kubkiem kakao. Idealne, na leniwy zagrzebany pod kocem weekend z książką, robótką, czy telewizorem.
A w ogóle to żyję, tylko zalatana jestem :)