Niepodziankowe w Robótkach Katarzynki
Po godzinach, też świątecznie
Jubilejusz ;) w Zaciszu wyśnionym
W kropkach nad i Candy porządkowo-przeprowadzkowe
u Zielonookiej Beti
KosimkArt kolczykowo
Rosalia Art - Ho ho ho - candy drogą szło :)
Pakiet prezentowy w Makowym Polu
Ipsa - proponuje urodzinowe niespodzianki
Niech moc będzie z Wami :)
grudnia 23, 2009
grudnia 22, 2009
Świnka jest dobra na wszystko!
Opowiadałam już chyba, że świnki są moimi ulubionymi zwierzętami. Co innego mogłam udziergać na marznące pod usztywnieniem paluszki jak nie świnkę? Jeden wieczór, trzy guziki, szydełko, jakaś włóczka (na żywo jest bardziej... różowa) i od razu mi cieplej. I weselej :)
Etykiety:
szydełko
grudnia 20, 2009
Żeby kózka nie skakała...
...to by nóżki nie złamała.
Gdyby kózka spokojniej po domu chodziła, to by nóżki nie skręciła!
Panie i Panowie, apeluję, byście na krzesłach przed komputerem nie siadali zwinięci w supełki, jako ja tak czynię. A jeśli Wam się to zdarzy i nogi zdrętwieją, to nie radzę zrywać się gwałtownie i biec do drzwi, do których właśnie dzwoni jakiś akwizytor, czy inny ankietowicz. Zupełnie przypadkiem można wtedy paść na ziemię (bo zdrętwiała stopa nie trafiła w podłogę) z głośnym chrupnięciem wydobywającym się ze stawu skokowego.
Można w ten sposób załatwić sobie wizytę na Ostrym Dyżurze (pozdrawiam wszystkich pracowników Oddziału Ratunkowego w szpitalu im. Kopernika w Łodzi, z nocy 17/18 grudnia). Gwarantowany też gips na dwa tygodnie (termin zdjęcia: 31/12/2009), oraz seria dwudziestu zastrzyków przeciwzakrzepowych (dla zainteresowanych - aplikuje się je w brzuch).
Od dwóch dni leżę na kanapie, po takiej właśnie przygodzie. Szydełka, i drutow w ostatnich dniach nie małam siły ruszać. Noga jeszcze do wczoraj bolała wściekle, dziś już po prostu boli. Na szczeście mój Mąż ogarnia wszystko dookoła, więc staram się nie myśleć co to ja przed Świętami i na Święta miałam zrobić (zakupy, gotowane, sprzątanie, prezenty...), bo bym się wściekła.
Okazało się, że w obliczu klęski, Maleństwo potrafi upiec ciasto. Wczoraj zaniósł na pracową Wigilię Murzynka, wykonanego własnołapnie. Ja tylko komenderowałam.
Maleństwo rozochocony powodzeniem (Murzynek zniknął pożarty, przez współpracowników) wyraził chęć przy odpowiednim instruktażu...ugotować coś na Święta!
Jestem zachwycone, ponieważ Jego dotychczasowe osiagnięcia kulinarne to:
- sos do spagheti z papierka
- zamówienie pizzy (bardzo smacznej)
- przywiezienie czegoś od Wietnamczyków
- odgrzanie parówek
podobno umie zrobić jeszcze omlet, ale nie widziałam.
No i teraz wiem, że potrafi upiec Murzynka.
Leżę więc sobie, czasem turlam się do komputera, odwiedzam blogi, fora. Ale to też na chwilkę, bo siedzenie mi nie służy.
Uważajcie na siebie.
Na dworze slisko i niebezpiecznie, a w domu... jak się okazuje jeszcze bardziej.
Etykiety:
różne
Subskrybuj:
Posty (Atom)