Wiem, dziwny tytuł i na oko nieadekwatny, bo to na zdjęciu ma grzać, a nie chłodzić, ale Mąż mi powiedział, że te duże "kominy" to nie kominy, a chłodnie. Więc, ponieważ mój wytwór jest duży, nie jest kominem a chłodnią. Kominową. Pod tą czapką wbrew pozorom nie skrywa się moje cudne lico, a lico... tak, zgadliście - Reksia. Cały komplet jest z Zorzy i Kalinki. Kalinkę granatową kupiłam 100 lat temu...No dobra, jakieś 8 lat temu i do tej pory nie mogłam zużyć. Nawet po ukończeniu chłodni kominowej i czapki (czapka ma podwójną włóczkę Kashmir i jedna nitkę Kalinki), jeszcze mi trochę zostało. Wszystko robiłam na drutach Addi rozmiar 4,5. Chłodnia robiona dookoła, czapka zszywana.
Na obrazku powyżej widzicie chłodnię kominową zamotaną podwójnie, zastępuje szalik. Jak się pewnie domyślacie, kiedy ja ją noszę, na zachodzi mi na stopy ja Reksiowi, ale i tak całkiem sporo zasłania.
Na obrazku powyżej widzicie chłodnię kominową zamotaną podwójnie, zastępuje szalik. Jak się pewnie domyślacie, kiedy ja ją noszę, na zachodzi mi na stopy ja Reksiowi, ale i tak całkiem sporo zasłania.
Jeśli chłodnię kominową zamotamy z przodu, to otrzymamy układ zwykłego komina - opatulenie szyi i głowy w formie kaptura.
Tadam tadam, chłodnia ma z jednej strony dziurki i przewleczoną aksamitkę, dlatego może być też narzutką.