Odwiedzając kiedyś wspólnie z Mężem pasmanterię naraziłam Go na nie lada stres. Nie, nie przy kasie - wcześniej, w czasie oglądania zawartości gablot z niezwykle interesującym towarem.
- Patrz! - szepnął ciągnąc mnie za rękaw - Żółwik!Faktycznie, na jednej z półek leżał mały bawełniany żółw.
- Taaa widzę, to igielnik.
- Igielnik? Na igły? I tak się w niego wbija? - Małżonek wydawał się zaskoczony.
- No wbija, wolałbyś żeby Ci się w stopę szpilki wbiły?
- Nie mógł bym go kłuć. On ma oczy!
To była niezwykle pouczająca wyprawa. Kiedy konstruowałam igielnik dla siebie, pamiętałam, żeby nie miał oczu.
Właściwie był to próbny konik - w pierwszych dniach posiadania maszyny, skleciłam kilka koników. Wychodzi mi na to, że był jedną z pierwszych uszytych przeze mnie maskotek. Pozostałe wywędrowały do ludzi a ten, z racji swej wątpliwej urody został ze mną, by ciężko pracować.
Warto odwiedzić blog Alexls, żeby zobaczyć jaka jest podobno najpopularniejsza forma igielnika. To właśnie tym tematem zainspirowana postanowiłam uhonorować konika wpisem. Zasłużył.