Wyszliśmy dziś po południu na spacer. W krzakach pod blokiem czaiło się COŚ.
Nieśmiało wychyliło się zza liści i gałązek...
Królik!
Był pokojowo nastawiony (my też) dał się podrapać pod brodą...
I potarmosić za łapkę...
Nasze spotkanie nie trwało długo, mówił, że ma jeszcze parę spraw do załatwienia w swoim króliczym świecie. Tu - ostatnie spojrzenie w naszym kierunku.
I pokicał przed siebie.
Kicał tak i kicał, aż w końcu całkiem zniknął nam z oczu.