Jesienna, ale słoneczna sobota na osiedlowy ryneczek przywiodła rzesze kupujących. Rzesze sprzedających siedziały tam już od świtu. Nie spiesząc się, wędrowałam między mniej i bardziej zorganizowanymi straganikami.
- Mleeeko świeże od krowy! Mleeeko!
- Kapcie wełniane, na zimę cieplutkie!
- Kuuuury na rosół!
Uwagę mą przykuła Pani, która wyraźnie w marketingu sprzedaży zaszła krok dalej niż pozostali. Owszem nawoływała jak większość, ale...Ha! Siedząc nad wiaderkami pełnymi pomidorów swoje zawołania dopasowywała do potencjalnych odbiorców. Najpierw mijała ją staruszka.
- Pomidory, pomidory na wątrobę zdrowe, na krążenie!
Kiedy "stoisko" mijała mama z dzieckiem - usłyszała:
- Pomidorki, bez nawozów dla dziecka idealne!
Nie ma co, wyrobiła się kobieta - z uznaniem patrzyłam na jej kreatywne zabiegi...
- Pomidory, Pomidory dobre na dietę, dietetyczne!!!
Osz Ty!TO DO MNIE!!!
To chyba był ostateczny motywator, który kazał mi wieczorem założyć buty biegacze, galotki oraz bluzę i wyruszyć na wieczorne marszotruchtanie. I tak już prawie miesiąc, minimum 4-5 razy w tygodniu marszotruchtamy sobie z Maleństwem po Łodzi jednorazowo jakieś 6 (czasem więcej, czasem mniej) kilometrów. Na razie. Do 10 chciałabym dojść (dobiec).
Plusy: Dużo lepiej śpię
Minusy: Coś mnie w łydce strzyka.
W każdym razie, jest to póki co największy w moim życiu dobrowolny zryw aktywności fizycznej. Kupiłam sobie jeszcze SHAPE z płytą z 40 minutowym programem ćwiczeń Ewy Chodakowskiej. Już raz oglądałam. Zakwasów w udzie dostałam od samego patrzenia więc trochę potrawa zanim się odważę stanąć w geterkach i koszulce przed telewizorem. Za to świetnie mi idzie czytanie forów i stron biegowych.
Na polu działań tekstylnych czy włóczkowych od dłuższego czasu posucha spowodowana brakiem weny. Jedynie na szydełku rączki i nóżki lali dla Ani z którą zawarłam robótkowy układ o wymianie dzieł. Na pewno pokażę cudo jakie dla mnie szykuje!
No to lecę!