Były sobie dżinsy, które pewnego pięknego dnia przetarły się... tam gdzie słońce nie dochodzi. Szkoda było wyrzucać, głupio było zadkiem świecić, zostały więc odłożone na później. Przedwczoraj uznałam, że później już jest - i w jeden wieczór powstała spódnica. Dziś miała premierę w pracy.
A tutaj torebka sówko, albo szyszkopodobna. Efekt ostatniego szyciowego weekendu. Inspirowana przepisem z tegorocznej kwietniowej Burdy.
Tu dzisiejsza prezentacja "dzieł" i otoczki. Czyli spódnica, sówka, torebka, zmemłana i podkasana koszulka, nienaturalnie palona słońcem stopa i plac zabaw w tle. Góry na zdjęciu Reszta kadłuba wysoce niewizyjna w ostatnich dniach, albowiem pylą trawy, topole czy jakiś inne zielone gówno w związku z czym mam pierwszy raz w życiu monstrualny katar alergiczny ze wszystkimi przyległościami, czyli nos jak Rudolf, oczy jak Garfield i działające tylko pół mózgu.
I to tyle.
Źienkuje Państfu za uwage, boniebasz bab katar, koncze da dziś.
I to tyle.
Źienkuje Państfu za uwage, boniebasz bab katar, koncze da dziś.
5 komentarzy:
I znów - cudo torebkowe! A zza ramienia złośliwie chichocze mi KOMPLEKS :D
Podziwiam umiejętność doboru wzorów i barw - w moim wykonaniu taka torba wyglądałaby jak losowo pozszywane kawałki materiału, a u Ciebie? Świetne kontrasty i współgranie kolorów. Świetne!
A spódnica z przetartych dżinsów jest koncepcją, z której raczej pozwolę sobie skorzystać :).
Fantastyczny pomysł z tym połączeniem dżinsu i szerokiego wzoru, efekt jest niepowtarzalny!!!
Dziękuję Wam serdecznie. Szaja - jakie tam cudo, zwykły groch z kapusta ;)
Anat -Dziękuję za komplement - korzystaj do woli
Aneladgam -Dziękuję :)
o żesz kurde! Ale fajnaaaa:)))))))))
Prześlij komentarz